Archiwa tagu: opera barokowa

Semiramida wreszcie rozpoznana, czyli opera Vinciego w Teatrze Królewskim

Leonardo VinciSemiramide riconosciuta

II Festiwal Oper Barokowych w Teatrze Królewskim, Warszawa

9.09.2016 (premiera!)

Grono wykonawców, na przedzie Marco Vitale; fot. IR

Libretto – Pietro Metastasio

Reżyseria i scenografia – Ewelina Pietrowiak
Kostiumy – Katarzyna Nesteruk
Światła – Maciej Igielski

Wykonawcy
Ingrida Gapova – Semiramide
Karol Kozłowski – Scitalce
Dorota Szczepańska – Tamiri
Gabriel Diaz – Ircano
Ewa Leszczyńska – Mirteo
Elwira Janasik – Sibari
Royal Baroque Ensembe, dyr. Marco Vitale

Leonardo Vinci miał sporego pecha. Mimo że w XVIII wieku był uważany za jednego z mistrzów sztuki operowej, a jego dzieła wzbudzały powszechny zachwyt i uznanie – określano je nawet jako absolutne arcydzieła – został kompletnie zapomniany. Nawet Wikipedia, przytaczając jego króciutki biogram (nota bene nie ma polskiej wersji), zaznacza na wstępie „Nie mylić z Leonardem da Vinci!” Większość melomanów usłyszał o Vincim w roku 2012, kiedy to Diego Fasolis przygotował w Teatrze Stanisława Leszczyńskiego w Nancy premierę jednej z jego oper ciszących się największym uznaniem – Artaserse. W dodatku postanowił ją przedstawić w zgodzie z wersją samego kompozytora, czyli wyłącznie w męskiej obsadzie.

To swoisty paradoks, że w 1730 roku, a więc w czasach, gdy na europejskich scenach królowały wybitne sopranistki, przeważnie Włoszki,  tak właśnie obsadzono operę Vinciego. Ale kompozytor – urodzony Neapolitańczyk i w Neapolu rozpoczynający swoją karierę i osiągający pierwsze sukcesy, najpierw w operze buffo, potem w seria – marzył o pracy w Rzymie dla najważniejszego mecenasa, papieża. A dekret papieski zabraniał kobietom występów na scenie, dlatego wszystkie role zostały powierzone panom, głównie śpiewającym kastratom. Jakoś wówczas ten genderowy pomysł przebierania chłopców w sukienki nie tylko nie wzbudzał niepokoju Kościoła, ale był wręcz wymagany!

Dokładnie w taki sposób odtworzył Fasolis obsadę Artasersego, a miał to szczęście, że mógł dysponować głosami pięciu kontratenorów, w tym tych najlepszych na świecie – Jaroussky’ego, Fagiolego, Cencica.

Semiramida riconosciuta – opera Vinciego, która miała swoją premierę rok przed Artaserse, czyli w 1729 – również była napisana dla kastratów i przez nich wykonana: role żeńskie kreowali: Il Farfallino (Giacinto Fontana) jako Semiramida i Il Marchiagiano (Pietro Morigi) jako Tamiri. W obsadzie spektaklu wznowionego w Neapolu w styczniu 1744 w obsadzie znalazł się m.in. Caffarelli!

Dziś sytuacja jest zupełnie inna, niekiedy wręcz odwrotna – to role męskie kreują kobiety. Dobrych kontratenorów jest wciąż niewielu, a takich którzy porwaliby się – z sukcesem – na partyturę Vinciego – jak na lekarstwo. Bowiem była to jedna z charakterystycznych cech kompozytora: arie najeżone technicznymi trudnościami, zawrotne skoki interwałowe, ozdobniki, brawurowe tempo melizmatów. Tylko najlepsi są w stanie podjąć takie wyzwanie!

Dlatego fakt, że na II Festiwalu Oper Barokowych usłyszymy wskrzeszoną operę Vinciego, a na naszym gruncie jej absolutną prapremierę, wydał mi się zrazu nieprawdopodobny. A jednak!

Przygotowania tej premiery podjął się Marco Vitale, włoski organista, klawesynista i dyrygent, od kilku lat współpracujący z Warszawską Operą Kameralną, z którą m.in. przywrócił do życia operę Johanna Josepha Fuxa Orfeo ed Euridice (relacja tutaj). Vitalemu nie zabrakło odwagi, a stowarzyszenie Dramma per Musica, przygotowujące warszawski festiwal, lubi stawiać na młodzież. Zgromadzono więc zespół młodych śpiewaków i powierzono im to zgoła karkołomne zadanie.

Libretto Semiramidy jest dość typowe, czyli kompletnie absurdalne. To cecha charakterystyczna barokowej opera seria. Intrygi są z reguły nieprawdopodobne, zapętlone do absurdalnych rozmiarów, natomiast prawda psychologiczna zawarta w muzycznym komentarzu jest niebywale wyrazista i trafna. Z grubsza intryga polega na swoistym konkursie zalotników, ubiegających się o rękę księżniczki Tamiri. Pech chce, że wybiera ona Scitalce, indyjskiego księcia, który jednak okazuje się emocjonalnie zaangażowany całkiem gdzie indziej. Jego wybranką, którą nota bene uważa za wiarołomną i którą próbował onegdaj zamordować(!), jest Semiramida. Ta jednak ukrywa się w męskim przebraniu(!), włada królestwem Babilonii i właśnie na jej dworze odbywa się ta matrymonialna rywalizacja. Zawody o rękę Tamiri już w drugim akcie schodzą na dalszy plan, a widzowie mogą się ekscytować powikłanymi i zapętlonymi do granic możliwości dziejami miłości-nienawiści pomiędzy Semiramidą i Scitalce. Nie brak czarnego charakteru, czyli intrygującego zdrajcy, zatrutych napojów, pojedynków, lochów, porwań i przebieranek. Jednak w akcie trzecim – co za niespodzianka(!) – następuje powszechne przebaczenie i kochankowie padają sobie w ramiona.  Metastasio był niekwestionowanym mistrzem librett operowych, jednak roi się w nich od bzdur godnych najbardziej trywialnych współczesnych sit-comów. Co nie zmienia faktu, że komentarz muzyczny do tego steku nonsensów jest fantastyczny!

Ewelina Pietrowiak – młoda, lecz już znana i utytułowana reżyserka, a w tym spektaklu także autorka scenografii – wybrała scenę maksymalnie prostą, umowną, zagospodarowaną przez zaledwie kilka zwalistych bloków, udających w zależności od potrzeb ławy, stoły lub łoża. Nieco ciekawiej prezentowały się kostiumy – postacie z drugiego planu były ubrane zupełnie współcześnie, bohaterowie nosili umowne stroje, nieco ich charakteryzujące, ale niedające się umiejscowić w żadnym czasie czy stylu. Na tak prostym, wręcz ascetycznym tle chaos wydarzeń i emocji mógł się kłębić bez przeszkód.

Jak przystało na operę neapolitańską konstrukcja jest prosta: recytatywy popychające naprzód akcję – niektóre dość długie, co tłumaczy się chyba stopniem skomplikowania intrygi – i arie ilustrujące emocje bohaterów. Jak to u Vinciego: trudne, błyskotliwe, wymagające. Królują oczywiście głosy sopranowe, choć pewną niespodzianką jest powierzenie roli jednego z głównych protagonistów, Scitalce, tenorowi. To wyraźnie wbrew popularnej zasadzie – im głos wyższy, tym postać bardziej pozytywna. A czarny charakter to obowiązkowo bas, od biedy – tenor.

We wczorajszej inscenizacji Semiramidy – odwrotnie niż w oryginale – to kobiety dźwignąć musiały większość ról, także te męskie. W obsadzie znalazł się tylko jeden kontratenor, hiszpański śpiewak Gabriel Diaz w roli scytyjskiego księcia Ircana. Drugim mężczyzną w obsadzie był Karol Kozłowski jako Scitalce – śpiewający przyzwoicie i pięknie prezentujący się na scenie, zwłaszcza z gołym torsem. Po tytułowej roli w Pigmalionie Rameau na scenie WOK (relacja tutaj) – to druga duża rola, w której miałam okazję go słyszeć. Ma głos lekki, bardziej liryczny niż dramatyczny, niekiedy śpiewa jakby z lekkim wysiłkiem, ale nadrabia to z pewnością charyzmą i poczuciem humoru. W ogóle to bardzo widoczna cecha tej inscenizacji. Wszyscy protagoniści na scenie starali się zaznaczyć lekki dystans do kreowanych przez siebie postaci, co spektaklowi wyszło na dobre.

No i wreszcie głosy żeńskie. Obsada bardzo młoda, ale bez kompleksów. Dobrze wypadła Ingrida Gapova jako Semiramida – postać mocno dwuznaczna, co śpiewaczka potrafiła pokazać wyraziście – szczególnie dobra w ariach di bravura, świetna również w lirycznej, zwłaszcza w drugim akcie. Publiczność z entuzjazmem przyjęła Ewę Leszczyńską w roli księcia Mirteo. Leszczyńska ma głos subtelny, jest jednak bardzo sprawna technicznie i dzięki temu świetnie wypadła w ariach brawurowych.

No i wreszcie najlepszy – moim zdaniem – głos spektaklu: Elwira Janasik w roli zdradzieckiego Sibari. Mocny, nieco mroczny alt, znakomity dramaturgicznie, doskonały w każdej arii. W ogóle to również charakterystyczna cecha Vinciego – nie zaniedbał żadnej postaci, nawet tych z dalszego planu, każda ma sposobność efektownego występu na scenie, ma możliwość popisu i pokazania swoich umiejętności. Może dlatego spektakl trwa bite cztery godziny!

I wreszcie – last but not least – Royal Baroque Ensemble pod batutą Marca Vitalego. Z początku trochę się przeraziłam, miałam nieodparte wrażenie, że orkiestra nieco się „rozjeżdża” – obawiałam się, że może nie starczyło czasu na perfekcyjne zgranie. Ale to chyba premierowa trema – w miarę upływu czasu grali coraz lepiej, a od połowy pierwszego aktu przestałam ich słyszeć – co w tym przypadku znaczy, że ucho nie wychwytywało poważniejszych błędów. Szczególnie dobre blachy – których u Vinciego mnóstwo (piękna aria da caccia Mirtea pod koniec pierwszego aktu!) – a które są szczególnie trudne i – wiem z doświadczenia – bywają kiepskie. Podziwiam też nadzwyczajną formę, także fizyczną, wszystkich instrumentalistów, a także dyrygenta, który nie tylko prowadził orkiestrę, ale grał partię basso continuo przez cały spektakl!

Podsumowując, muszę przyznać, że ten odważny eksperyment wypadł nieźle. To dużo, zważywszy na background, którym w tym wypadku jest jedyna inscenizacja Vinciego znana większości widzów, czyli spektakl z Nancy. W warszawskiej operze zabrakło fajerwerków i spektakularnych pomysłów scenicznych, co chyba jednak wyszło operze na dobre. Młodzi wykonawczy dali z siebie wszystko, a bawili się przy tym przednio, dając również publiczności okazję do znakomitej zabawy. Tak właśnie widzę operę barokową – jako żywiołową, emocjonalną i nieokiełznaną.

Dramma per Musica – tak trzymać!

Semiramide riconosciuta – wykonania

9.09.2016 – II Festiwal Oper Barokowych w Teatrze Królewskim, Warszawa

Kierownictwo muzyczne – Marco Vitale
Reżyseria i Scenografia – Ewelina Pietrowiak
Kostiumy – Katarzyna Nasteruk
Światła – Maciej Igielski

Wykonawcy
Semiramide (sopran) – Ingrida Gápová
Scitalce (tenor) – Karol Kozłowski
Tamiri (sopran) – Dorota Szczepańska
Ircano (kontratenor) – Gabriel Diaz
Mirteo (sopran) – Ewa Leszczyńska
Sibari (alt) – Elwira Janasik
słudzy – Jacek Iwaszko, Michał Zieliński
Royal Baroque Ensemble, dyr. Marco Vitale
Chór Kameralny Collegium Musicum UW

relacja

Semiramide riconosciuta

Semiramide riconosciuta – Semiramida rozpoznana

dramma per musica w trzech aktach
muzyka Leonardo Vinci
libretto Pietro Metastasio
premiera w Teatro Alibert delle Drame, Rzym, 6 lutego 1729

Premierowa obsada
Semiramide (sopran-kastrat) – Giacinto Fontana, zwany Il Farfallino
Mirteo (sopran-kastrat) – Carlo Scalzi
Ircano (kastrat) – Gaetano Berenstadt
Scitalce (tenor) – Antonio Barbieri
Tamiri (sopran-kastrat) – Pietro Morigi, zwany Il Machiagiano
Sibari (kastrat) – Giovanni Ossi

wznowiona 20 stycznia 1744 w Teatro San Carlo w Neapolu (Astrua, Barlocchi, Colasanti, Caffarelli, Manzuoli, Boschi, Carlani)

Wykonania

Relacje

Opery Vinciego

Alessandro nell’Indie

L’Artaserse

L’Asteria

A’Astianatte

Lo barone di Trocchia

La caduta dei decemviri

Lo Castello sacchato

Catone in Utica

La cecato fauzo

La contessa dei numi

Didone abbandonata

Le doje lettere

Don Ciccio

Elpidia

Eraclea

Erghette e don Chilone

Ernelinda

Farnace

La Festa di Baccho

Flavio anicio olibrio

Gismondo, re di Polonia

Ifigenia in Tauride

Lo libertino

Massiminiano

Medo

La mogliera Fedele

Partenope

Lo Scagno

Lo Scassone

Publio Cornelio Scipione

Posmira Fedele

Semiramide

Semiramide riconosciuta

Silla dittatore

Siroe re di Persia

Il trionfo di Camilla

Turno arcino

Le zite’n Galera

 

Farnace – wykonania

III Festiwal oper Barokowych w Teatrze Królewskim, Warszawa

2017.09.02 (prapremiera polska!!!)

Grupa solistów na scenie Teatru Królewskiego w Łazienkach; fot. IR

Libretto Antonio Maria Lucchini
Kierownictwo muzyczne – Lilianna Stawarz
Reżyseria – Natalia Kozłowska
Scenografia i kostiumy – Paulina Czernek

Wykonawcy
Farnace – Anna Radziejowska (mezzosopran)
Tamiri – Elżbieta Wróblewska (mezzosopran)
Berenice – Urszula Kryger (mezzosopran)
Selinda – Joanna Krasuska-Motulewicz (mezzosopran)
Gilade – Kacper Szelążek (kontratenor)
Aquillio – Przemysław Baiński (tenor)
Pompeo – Jan Jakub Monowid (kontratenor)
Straże – Edgar Lewandowski, Krzysztof Bujnicki
Chłopiec – Mieszko Rydzewski
Royal Baroque Ensemble pod dyr. Lilianny Stawarz

Spektakl zarejestrowany przez Ninotekę

 

Relacja ze spektaklu

„Farnace” w Teatrze Królewskim

Antonio Vivaldi, Farnace RV 711

2017, 2 września – prapremiera polska!!!

Kierownictwo muzyczne – Lilianna Stawarz
Reżyseria – Natalia Kozłowska
Scenografia i kostiumy – Paulina Czernek

Wykonawcy
Farnace – Anna Radziejewska
Tamiri – Elżbieta Wróblewska
Berenika – Urszula Kryger
Selinda – Joanna Krasuska-Motulewicz
Gilade – Kacper Szelążek
Aquilio – Przemysław Baiński
Pompejusz – Jan Jakub Monowid
Royal Baroque Ensemble pod dyr. Lilianny Stawarz

Oper Vivaldiego nie widuje się polskich scenach. O ile z wielkim trudem można odnaleźć dzieła Haendla czy Monteverdiego (w czym niewątpliwie zasługa ś.p. Warszawskiej Opery Kameralnej), o tyle nieliczne dzieła Rudego Księdza nie gościły na scenach – nie licząc kilku koncertowych wersji przywiezionych na krakowski festiwal Opera Rara.

Przyczyn tego stanu rzeczy jest kilka. Po pierwsze, były „bardziej” zapomniane (o ile można owo zapomnienie stopniować). W obiegu muzycznym Vivaldi funkcjonował przede wszystkim jako skrzypek i kompozytor dzieł instrumentalnych. Jego opery „odkrywano” z większym trudem, a część ujrzała światło dzienne całkiem niedawno – libretto Argippo (RV 697) odnaleziono w archiwum Thurn und Raxis w Regensburgu w… 2006 roku!

Są też niewątpliwie trudne i stanowią dla wykonawców, zwłaszcza śpiewaków, ogromne wyzwanie. Wokalne koronki, od których roi się w Vivaldiańskich ariach, wymagają świetnych głosów i niebywałych umiejętności technicznych. Dlatego chyba efektowne, a nawet efekciarskie arie z jego oper i kantat tak bardzo lubią młodzi wykonawcy – dają rzeczywiście ogromne pole do popisu, a stawiają mniejsze wymagania interpretacyjne.

Trochę gorzej u mistrza z dramaturgią teatralną. Budowa opery przypomina pasticcio – jest często składanką arii bez konsekwentnej linii dramatycznej, a czasem z komiczną wręcz dezynwolturą (to prawdę mówiąc bolączka wielu dzieł barokowych i chyba tylko Haendel stanowi wyjątek). Oczywiście, jak na operę barokowa przystało, arie di bravura przeplatają się z lirycznymi i lekkimi. Na pewno nikt się nie nudzi! Od czasu do czasu tylko trudno przełknąć zadziwiający kontrast – po dramatycznej deklaracji (Zabiję Berenikę!) Gilade śpiewa sobie jak gdyby nigdy nic o… słowiczkach i szemrzących strumyczkach! Serio?

Farnace nie jest tu wyjątkiem. Treści opery streścić się nie da, a jeśli już – to jest absurdalna. Osią jest zapiekła nienawiść pomiędzy księciem Farnace a jego teściową Berenice, w ten morderczy konflikt wciągają wszystkie pozostałe postacie. Przede wszystkim Tamiri – żonę Farnace i córkę Berenice, ale także dziecko/wnuka, siostrę bohatera i postaci poboczne, czyli dowódcę wojsk Berenice, Gilade, oraz rzymskiego wodza Pompejusza i jego przybocznego Aquillia. Berenice niczym mściwa furia tropi zięcia i wnuka, domaga się śmierci wszystkich członków rodziny, sprzymierzając się w tym celu z Pompejuszem. Tamiri miota się pomiędzy matką i mężem, próbując ocalić synka, na którego nastaje oboje protagonistów. Siostra Farnace, Selinda, uwodzi Gilade i Aquillia, by wykorzystać ich przeciw Berenice i pomóc bratu. Ale nie bójcie się – dziwnym zbiegiem okoliczności w ostatniej scenie wszyscy padają sobie w ramiona. Ufff!!!

Dramatyczny finał Farnace; fot. IR

Mimo to Farnace należy do lepszych dramaturgicznie dzieł Vivaldiego i rzeczywiście kłębi się w nim od prawdziwych i głębokich emocji. Wiemy, że powstało kilka wersji – mówi się o sześciu. Sam kompozytor przerabiał i przystosowywał swoje dzieło do zespołów wykonawczych, którymi dysponował, przygotowując kolejne wystawienia (co był zresztą powszechną wówczas praktyką). Stowarzyszenie Dramma per musica (czyli Anna Radziejewska i Lilianna Stawarz, jak sadzę) dokonało swoistej kompilacji materiałów z dwóch istniejących manuskryptów, także – co autorki przyznały otwarcie – pod katem głosów, które chciały obsadzić w tej operze. Stąd aż cztery partie mezzosopranowe, dwóch kontratenorów i tenor – odważnie i oryginalnie!

Prym wiedzie tytułowy Farnace w absolutnie doskonałym wykonaniu Anny Radziejewskiej. I tu chwila szczerości: nie da się go polubić. Prawdę mówiąc, jest to postać wręcz odpychająca. Już w pierwszej scenie opery nie tylko wyżej stawia swój wydumany honor niż życie żony i syna, ale wręcz nakazuje nieszczęsnej Tamiri zamordować dziecko i popełnić samobójstwo. Co za sadysta! Musimy czekać aż do drugiego aktu, żeby z tego nadętego pyszałka i okrutnika spadła maska – przekonany o śmierci synka wybucha rozpaczą. Ta chwila prawdy – kulminacja opery – jest warta oczekiwania! Gelido in ogni vene w wykonaniu Anny Radziejewskiej jest absolutnie wstrząsające, najlepsze, jakie słyszałam.

Ale nie sposób nie zauważyć drugiej ogromnie ważnej partii dramatycznej – Tamiri. Vivaldi pisał ją dla swojej wieloletniej muzy i towarzyszki życia Anny Girò. Słynęła nie tylko z pięknego głosu świetnie brzmiącego w niskich rejestrach, ale również z mistrzowskiej i dramatycznej interpretacji. To trudna i wymagająca rola, nie ustępująca wagą partii tytułowej. Tę rolę dźwiga całkiem udanie Elżbieta Wróblewska. Pomaga jej w tym zapewne obecność niemego bohatera opery – którego przedstawia.. jej synek.

Ostatnią z głównych postaci – Berenice – kreuje znakomita i doświadczona Urszula Kryger. To również jeden z najmocniejszych punktów opery. Sama przyznawała się do trudności w budowaniu, przede wszystkim emocjonalnym, tak jednoznacznie negatywnej postaci. Jednak wywiązała się z tego zadania bez zarzutu, a jej Berenice jest tyleż mściwa i złowroga, co dramatycznie zraniona i po ludzku cierpiąca.

Berenice pomiędzy Pompeo a Gilade; fot. IR

I wreszcie ostatni mezzosopran w operze – Selinda. To postać, której przypadło w udziale wdzięczne zadanie upuszczenia patosu – śpiewa arie żartobliwe, jest piękną, kokieteryjną kobietą, która jednak konsekwentnie plecie własną intrygę. Głosowo to kolejny mocny punkt – Joanna Krasuska-Motulewicz spisuje się naprawdę świetnie!

Obie partie kontratenorowe wypadły nieźle, choć bez fajerwerków. Jan Jakub Monowid na swoim zwykłym poziomie, Kacper Szelążek rozgrzewał się w trakcie, wirtuozowskie arie – zwłaszcza słowicza w drugim akcie – wykonał brawurowo i najwyraźniej (sądząc z aplauzu) zadowolił grono fanów swojego głosu. Przemysław Baiński w jedynej partii tenorowej śpiewał poprawnie.

Grupa entuzjastów, która porwała się realizację Farnace, zasługuje na najwyższe uznanie. Można wybrzydzać na ubogą scenografię i skromne kostiumy (Paulina Czernek). Widać niestety brak środków na bardziej okazałą inscenizację. Ale w ramach tego, co było można, zrobiono to jak najlepiej – właściwie nie ma słabych punktów. Reżysersko sprawdziły się chyba wszystkie pomysły Natalii Kozłowskiej, interakcje pomiędzy protagonistami były wiarygodne – co wcale nie było takie oczywiste (patrz wyżej…). Dzięki dobrej pracy świateł udało się osiągnąć efekt dość wysmakowanej plastycznie całości.

Śledzę rozwój Festiwalu Oper Barokowych od początku – od tej pierwszej, jeszcze nienumerowanej edycji z Agryppiną. I muszę przyznać, że z roku na rok się „rozkręca” (prawie jak Farnace). Wszystkie premiery były warte odnotowania, a wysiłek, by zmierzyć się z dziełami stanowiącymi największe wyzwania – bez kompleksów! – przynosi efekt. Warszawski festiwal to teraz w kalendarzu melomana i miłośnika barokowej opery żelazny punkt!

Spektakl zarejestrowany przez Ninotekę

Grupka wykonawców w komplecie; fot. IR

Farnace

Farnace RV 711

dramma per musica w trzech aktach
muzyka Antonio Vivaldi
libretto Antonio Maria Luchini
premiera w Teatro Sant’Angelo w Wenecji, 10 lutego 1727
wydana jesienią 1727 z aktami I i II w nowej wersji, wznowiona w teatrze hrabiego Franza Antona von Sporka w Pradze, 1730, w Teatro Omodeo w Pawii, 1731, w Mantui i w Mediolanie, karnawał 1732 (wersja zmieniona), we Florencji, 1733 (wersja oryginalna), w Teatrze Dolifin w Treviso, karnawał 1737

Premierowa obsada
Farnace (sopran) – Maria Maddalena Pieri
Berenice (sopran) – Angela Capuano Romana
Tamiri (alt) – Anna Girò
Selinda (sopran) – Lucrezia Baldini
Gilade (sopran-kastrat) – Filippo Finazzi
Aquilio (tenor)
Pompeo (alt-kastrat) – Lorenzo Moretti

Akt I

Farnace, władca Pontu, obawia się, że nie oprze się ofensywie Pompejusza. Rozkazuje Tamiri, swojej małżonce, aby w obliczu klęski zabiła ich syna i popełniła samobójstwo (Ricordati chi sei). Tamiri nie chce wypełnić przysięgi (Combattono quest’alma). Berenika, matka Tamiri, nienawidzi Farnacego – zabił jej męża i porwał córkę. Sprzymierzyła się więc z Pompejuszem i przybyła, aby go wesprzeć swym wojskiem. W obozie Pompejusza przebywa w niewoli Selinda, siostra Farnacego. Książe Gilade, dowódca wojsk Bereniki, zakochuje się w Selindzie (Nell’intimo). Także dowódca wojsk Pompejusza Aquilio darzy ją uczuciem (Penso che que’begl’occhi).  Ta jednak stawia nade wszystko lojalność wobec brata (Al vezzegiar). Tamiri nie potrafi zabić swojego dziecka i szuka dlań schronienia w grobowcu władców Pontu (accompagnato O figlio, o troppo tardi). Jej samobójstwu zapobiega matka, która jednak chce się dowiedzieć, gdzie córka ukryła wnuka, aby go zamordować (Da quel ferro). Tamiri jest pełna złych przeczuć (Leon feroce). Pompejusz przygotowuje ostateczne starcie (Sorge l’intrato nembo).

Akt II

Gilade i Aquilio rywalizują o Selindę, ona jednak zwleka z deklaracją, którego wybierze (Lascia di sospiro). Berenika zachęca Giladesa do poszukiwań Farnacego, kpi też z jego uczucia do Selindy (Langue misero), on jednak wciąż ją adoruje (C’è un dolce furore). Farnace spotyka Tamiri w grobowcu, jest zawiedziony, że nie popełniła samobójstwa. Dopytuje o syna, Tamiri go zapewnia, że zabiła chłopca. Farnace wpada w rozpacz (Gelido in ogni vena). Tymczasem przybywa Berenika i rozkazuje zniszczyć grobowiec. Tamiri chce ocalić syna, oddaje go więc babce. Farnace wybucha gniewem. Selinda prosi Giladesa o opiekę nad bratankiem (Quel tuo ciglio). Farnace chce zabić żonę przed ostateczna bitwą (Spogli pur). Berenika żąda od Pompejusza zabicia swego wnuka, ten jednak wzdryga się przed mordem i powierza chłopca Aquiliowi (Roma invitta). Berenika wybucha gniewem (Lascero d’esser spietata). Aquilio adoruje Selindę, a ona czyni mu nadzieje (duetto Io sento mel petto).

Akt III

Po zwycięstwie Pompejusza, Berenika znów żąda głowy wnuka (Quel candido fiore). Tamiri jednak udaje się odzyskać syna. Farnace wpada w furię, gdyż odbiera łaskę Pompejusza jako obrazę. Nie daje się przebłagać żonie (Forse, o caro; Quel torrente). Selinda nastawia Giladesa przeciw Berenice (Scherza l’aura), Aquilia zaś przeciw Pompejuszowi (Ti vantasti). Aquilio i Farnace w tym samym momencie próbują dopaść Pompejusza. Berenika rozpoznaje Farnacego i żąda jego śmierci, Tamiri błaga o łaskę, Farnace gardzi litością. Pompejusz zniecierpliwiony arogancją przeciwnika wydaje go teściowej (kwartet Io crudel?). Pojawiają się Aquilio i Gilades – chcą zabić Pompejusza i Berenikę. Farnace osłania Rzymianina, który z kolei ratuje Berenikę. Farnace podaje teściowej miecz, godząc się na śmierć. Berenika – wzruszona jego męstwem i widokiem córki i wnuka – odstępuje od zemsty. Nastaje ogólna zgoda (coro Coronata di gigli e di rose).

Wykonania w Polsce.

Relacja z polskiej premiery.

Opery i oratoria Vivaldiego

L’Adelaide RV 695– libretto Antonio Salvi, wystawiona w Teatro Filarmonico w Weronie,  karnawał 1735, wznowiony w Grazu, karnawał 1739

Alessandro nell’Indie – libretto Pietro Matastasio, wystawiona w Ferrarze, karnawał 1737, zaginiona, prawdopodobnie aranżacja Alessandro nell’Indie Hassego

Alvida, reine des Goths RV 696 – libretto G.C. Corradi, wystawiona w teatrze hrabiego Franza Antona von Sporka w Pradze, wiosna 1731, zaginiona

Andomeda liberata – serenata veneziana, prawdopodobnie pasticcio (Vivaldi: aria Sovvente il sole;  Giovanni Porta: aria Andomedy; Tomaso Albioni: Aria Perseusza i duet Andromedy i Perseusza, Nicola Porpora: aria Melissa, chóry i sinfonia; Antonio Biffi: aria Daliso), rękopis datowany 18 września 1726, premiera latem lub jesienią 1726 podczas koncertu na cześć kardynała Pietra Ottoboniego

Agrippo in Bavaria RV 697 – opera w trzech aktach, libretto Domenico Lalli, premiera w teatrze hrabiego Franza Antona von Sporka w Pradze, jesień 1730, prawdopodobnie pod kierunkiem Vivaldiego

Aristide – dramma eroico-comico, libretto Carlo Goldoni pod pseudonimem Carlindo Grollo, wystawiona w Taeatro San Samuele w Wenecji, jesień 1735, zaginiona

Armida al Campo d’Egitto  RV 699 – dramma per musica w trzech aktach, libretto Giovanni Palazzi, premiera w Teatro San Moise w Wenecji, 15 luty 1718, wznowiona w Mantui, kwiecień i maj 1718, następnie w Teatro San Moise w Wenecji, 15 lutego 1719, później w Vicenzy jako Gl’inganni per vendetta, 1720, i w Rawennie, 1726, w końcu wznowiona jako pasticcio (z udziałem m.in. Leonarda Leo) w Teatro San Marghetita w Wenecji, karnawał 1731

Arsilda, regina di Ponto RV 700 – opera w trzech aktach, dedykowana hrabiemu Giacomo Brivio,  libretto Antonio Vivaldi – zatwierdzone 18 października 1716, premiera w Teatro San Angelo w Wenecji, 27 października 1716

Artabano, re di Parti – libretto Antonio Marchi, premiera w Teatro San Moise w Wenecji, karnawał 1718, wznowiona w Mantui, karnawał 1725, wczesniej wystawiona jako La Constnaza trionfante dell’amore e dell’Odio

Atenaide RV 702

Bajazet RV 703 – pasticcio (Vivaldi: arie Bajazeta, Asterii i Idaspe; Hasse: dwie arie Siroe; Geminiano Giacomelli; dwie arie; Riccardo Broschi: aria Idaspe), libretto Agostino Piovene (jako Tamerlano), premiera w Teatro Filarmonico w Weronie, karnawał 1735

La bottega da cafe – premiera w Teatro di S. Samuele, karnawał 1736

La Candace ossia li veri amici RV 704 – libretto Francesco Salvani i Domenico Lalli, premiera w teatrze arcyksięcia w Mediolanie, karnawał 1720, zachowało się 11 arii i kwartet

Catone in Utica RV 705 – opera w trzech aktach, libretto Pietro Matastasio, premiera w Teatro Filarmonico w Weronie, 26 marca 1737, prawdopodobnie prowadzona przez Vivaldiego

La Constnaza trionfante dell’amore e dell’Odio RV 706 – libretto Antonio Marchi, premiera w Teatro San Moise w Wenecji, 18 stycznia 1716, wznowione w monachium w 1718 i w Teatro dei Formagliari w Bolonii w 1742, zmieniona wersja pod nazwą Artabano, re di Parti, 1718, kolejna wersja jako L’Odio vinto della Constanza, wystawiona przez Galeazziego w teatrze Sant’Angelo w Wenecji, 1731, następnie jako Doriclea wystawiona w Pradze, 1732, arie Artabano użyte w intermezzo Dorimena e Tuberone, 1719

Cunegonda RV 707 – pasticcio, libretto Agostino Piovene, premiera w teatro Sant’Angelo w Wenecji, 29 stycznia 1726, zaginione

Demetrio – premiera w Ferrarze, karnawał 1737, zaginiona, prawdopodobnie aranżacja Demetria Hassego

Doriclea RV 708 – libretto Antonio Marchi, premiera w teatrze hrabiego Franza Antona von Sporka w Pradze, wiosna 1732, wcześniej jako La Constnaza trionfante dell’amore e dell’odio

Dorilla in tempe RV 709– melodramma eroica pastorale, libretto Antonio Maria Lucchini, premiera w Teatro Sant’Angelo w Wenecji, 9 listopada 1726, pierwszy występ Anny Girò w operze Vivaldiego, wznowiona w Teatro Santa Margherita, 1728, następnie w teatrze hrabiego Franza Antona von Sporka w Pradze, 1732, a także w Sant’Angelo w Wenecji, 1734 (wersja zawiera – Hasse: dwie arie; Giacomelli: dwie arie; Leo: aria; i in.)

Ercole sul Termodonte RV 710 – opera, libretto Giacomo Francesco Bussani, premiera w Teatro Capranica w Rzymie, 23 stycznia 1723, prowadzona przez Vivaldiego

Ernelinda – pasticcio, premiera w Teatro San Cassiano, zaginiona (arie: Vivaldi, Gasparini, Galuppi)

Il Farnace

La Fede tradita e vendicata RV 712 – libretto Francesco Silviani, premiera w Teatro Sant’Angelo w Wenecji, 16 lutego 1726, zaginiona, wznowiona w 1750 jako Ernelinda

Feraspe RV 713 – libretto Francesco Silviani, premiera w Teatro Sant’Angelo w Wenecji, 7 listopada 1739, zaginiona

La fida ninfa RV 714 – opera w trzech aktach, libretto Scipione Maffei, premiera na inauguracje Teatro Filarmonico w Weronie, 6 stycznia 1732, scenografia Francesco Galli Bibiena, choreografia Andrea Cattani, wznowiona w Wiedniu, 1737 jako Il giorno felice

Filippo, re di Macedonia RV 715 – pasticcio w trzech aktach (Vivaldi – akt III, Giuseppe Boniventi – akt I i II), libretto Domenico Lalli, premiera w Teatro Sant’Angelo w Wenecji, 27 grudnia 1729, zaginione

Le gare del dovere RV 688 – serenata w dwóch aktach, libretto Antonio Vivaldi (dedykowane Elenie Minotti Querini), premiera w Rovigo, 1708, zaginiona

La gare della giustizia e della pace RV 689 – serenata, ułożona na święto cesarza Karola VI, 1720, zaginiona

Ginevra, principessa di Scozia RV 716 – libretto Antonio Salvi, premiera w Teatro della Pergola we Florencji, 17 stycznia 1736, zaginiona

Il giorno felice – patrz: La fida ninfa

Il Giustinio RV 717 – dramma per musica w trzech aktach, libretto Nicolò Beregan zmodyfikowany przez Pariatiego, premiera w Teatro Capranica w Rzymie, karnawał 1724

Gloria e Imeneo RV 687 – serenata na upamiętnienie ślubu Ludwika XV i Marii Leszczyńskiej, premiera w ogrodach ambasadora w Wenecji, wrzesień 1725

Griselda RV 718 – dramma per musica, libretto Apostolo Zeno/Carlo Goldoni, premiera w Teatro Samuele w Wenecji, 18 maja 1735

L’incoronazione di Dario RV 719 – dramma per musica, libretto Adriano Morselli, premiera w Teatro Sant’Angelo w Wenecji, 23 stycznia 1717

Gl’inganni per vendetta RV 720 – libretto Domenico Lalli, premiera w Teatro delle Grazie w Vicenzy, jesień 1720, wznowienie d’Armida al campo d’Egitto, zaginiona

L’inganno tronfante in amore RV 721 – pasticcio, libretto Matteo Noris, premiera w Teatro Sant’Angelo w Wenecji, jesień 1725, zaginione

Ipermestra RV 722 – libretto Antonio Salvi, premiera w Teatro della Pergola we Florencji, 25 stycznia 1727, zaginiona

Juditha triumphans

Mio cor povero cor RV 690

Mitridate

Il Mopso RV 691

Montezuma RV 723

Nerone fatto cesare RV 724

L’odio vinto della Constanza

L’Olimpiade RV 725

L’Oracolo in Messenia RV 726

Orlando – wersja z 1714 roku

Orlando finto pazzo RV 727

Orlando furioso RV 728

Ottone in villa RV 729

Questa Eurilla gentil RV 692

Partenope

Rosilena ed Oronta RV 730

Rosimira fedele RV 731

Scanderberg RV 732

Semiramide RV 733

La Senna festeggiante RV 693

Serenata

Serenata a tre RV 690

La Silva RV 734

Ssiroe, Re di Persia

Tamrlano RV 703

Il Teuzzone RV 736

Tieteberga RV 737

Il tigrane RV 740

La Triannia castigata

Tito Manilio TV 738

L’unione della pace e di mare RV 694

La verita in Cimento RV 739

Il vinto trionfante del vincitore

La virtu trionfante dell’amore e dell’obio ovvero ol tigrane

 

 

Ariodante – inscenizacje

17.03.2016, 17 marca – Warszawska Opera Kameralna

Próba generalna, fot. promocyjna WOK

 

Kierownictwo muzyczne – Władysław Kłosiewicz
Reżyseria, scenografia – Krzysztof Cicheński
Kostiumy, scenografia – Julia Kosek
Wideo – Leszek Garstka, Maja Ziarkowska

Wykonanie:
Ariodante – Kacper Szelążek
Ginevra – Olga Pasiecznik
Re di Scozia – Andrzej Klimczak
Lurcanio – Wojciech Parchem
Polinesso – Jan Jakub Monowid
Dalinda – Dagmara Barna
Odoardo – Andrzej Marusiak
Zespół Wokalny Warszawskiej Opery Kameralnej
Musicae Antiquae Collegium Varsoviense, dyr. Władysław Kłosiewicz

Relacja

Miłość ponad wszystko, czyli „Ariodante” w Operze Kameralnej

Georg Friedrich Haendel, Ariodante HWV 33

Ariodante wita wchodzącą do teatru publiczność; fot. I. Ramotowska

Warszawska Opera Kameralna
17.03.2016


Kierownictwo muzyczne – Władysław Kłosiewicz
Reżyseria, scenografia – Krzysztof Cicheński
Kostiumy, scenografia – Julia Kosek
Wideo – Leszek Garstka, Maja Ziarkowska


Wykonanie:
Ariodante – Kacper Szelążek
Ginevra – Olga Pasiecznik
Re di Scozia – Andrzej Klimczak
Lurcanio – Wojciech Parchem
Polinesso – Jan Jakub Monowid
Dalinda – Dagmara Barna
Odoardo – Andrzej Marusiak
Zespół Wokalny Warszawskiej Opery Kameralnej
Musicae Antiquae Collegium Varsoviense, dyr. Władysław Kłosiewicz

Ariodante to jedna z najpiękniejszych oper Haendla. Historia wydaje się tyleż prosta, co banalna: dwoje zakochanych, szczęśliwych i pełnych nadziei (akt I), niecna intryga „tego złego”, która burzy wszystko – on oszukany, załamany, bliski samobójstwa, ona okryta niesławą, z rozpaczy traci zmysły i zostaje skazana na haniebną śmierć (akt II). W finale intryga zostaje obnażona, zło ukarane, błędy wybaczone, a dwoje zakochanych pada sobie w ramiona. A jednak zostaje osad dziwnej goryczy. Czy po takiej tragedii można żyć jak gdyby nigdy nic, kochać, być kochanym i nie pamiętać, że szczęście jest kruche i ulotne? Po tym, co się wydarzyło, nic już nie będzie takie samo – Ariodante pozbył się naiwności, Ginevra nigdy nie zapomni… Jak opowiadać taką historię przez ponad cztery godziny? Ha, to potrafi tylko Haendel!

Wybierałam się do Opery Kameralnej z duszą na ramieniu. Kto w Polsce potrafi dobrze inscenizować opery barokowe? Jak „przyrządzić” to danie w guście dzisiejszej wrażliwości? Jak znaleźć równowagę pomiędzy zachowaniem wszystkich warstw tkwiących w dziele, a przełożeniem go na współczesny język? Akurat Opera Kameralna miała z tym problem. Dopiero od niedawna, po zmianie dyrekcji i nawiązaniu współpracy z młodymi realizatorami, pojawiła się szansa na nową jakość. Pierwszym wydarzeniem była inscenizacja Pigmaliona Rameau w reżyserii Natalii Kozłowskiej, drugie właśnie mieliśmy okazję zobaczyć. Przez chwile dziwiłam się, że WOK porwał się akurat na Ariodantego – muzycznie, zwłaszcza wokalnie, to zadanie ekstremalnie trudne – ale okazało się to przedsięwzięcie bardzo udane, choć nie idealne.

A więc po pierwsze, muzyka. Ariodante to kopalnia przebojów. Przede wszystkim słynne Scherza, infida – żałosna skarga zdradzonego kochanka, wpadającego w otchłań rozpaczy po ujrzeniu domniemanej zdrady. ale również miłosne Vilate, amor Ginevry i Coll’ali di constanza Ariodantego w pierwszym akcie, rozpaczliwe Il mio crudel martoro Ginevry z finału aktu drugiego i przede wszystkim Dopo notte – aria Ariodantego, którą Piotr Kamiński określa jako „śmiercionośny wzlot wokalnej maestrii alla Carestini”. Para głównych protagonistów w inscenizacji WOK to popis Olgi Pasiecznik i Kacpra Szelążka. Olga Pasiecznik jest na tym blogu niezmiennie określana jako „pierwsza dama polskiego baroku” i nawet w gorszej formie – w jakiej obserwujemy ją od pewnego czasu – nie schodzi poniżej właściwego sobie poziomu. Jej Ginevra to bezapelacyjny atut tego spektaklu. Ale nie o jej partię bałam się najbardziej.

Kacpra Szlążka obserwuję od pewnego czasu z prawdziwą satysfakcją i od początku, czyli gdzieś od Agryppiny zainscenizowanej w Łazienkach Królewskich, wróżyłam mu karierę. Spieszę donieść, że staje sie to właśnie na naszych oczach. Młody kontratenor robi niebywałe postępy, widoczne z miesiąca na miesiąc (wystarczy porównać jego wrześniowy recital  w Łazienkach i marcowego Ariodantego)! Nie tylko nie miał problemu z dźwignięciem roli trudnej, znaczącej i obciążonej tradycją wykonawczą najwyższej próby, ale zrobił to z właściwą sobie swobodą, żeby nie powiedzieć – nonszalancją. Zawsze wydawał mi się bardzo sprawny technicznie, a jego mocny sopran, brzmiący niekiedy ostro i przenikliwie, wydawał się lepiej sprawdzać w partiach wirtuozowskich niż lirycznych. A Ariodante to bezmiar liryki! Jednak rozdzierające Scherza, infida nasycił Szelążek dawką emocji, która oczarowała i porwała publiczność. Jestem już spokojna o karierę tego śpiewaka. Jedyne, co może martwić, to przytomna konstatacja Doroty Szwarcman, że pewnie niedługo już pośpiewa w Polsce…

 

Ale również pozostali protagoniści tej historii mieli co śpiewać. Wszystkie postacie obdarował Haendel partiami znakomitej muzyki i trzeba przyznać, że wykonawcy całkiem nieźle temu sprostali. Jan Jakub Monowid starał się być charakterem czarnym jak smoła, a jego partia kojarzyła się bardzo z Ptolemeuszem, którego śpiewał w inscenizacji Giulio Cesare kilka lat temu. Może chwilami nieco szarżował z nadawaniem swojemu bohaterowi cech groteskowych. A przecież Polinesso nie jest w żadnym razie postacią komiczną – jego intrygi doprowadzają do prawdziwej tragedii. Wojciech Parchem jako niepozbierany i histeryczny Lurcanio był dość przekonujący. Ale najciekawiej pośród postaci drugiego planu wypadła Dagmara Barna jako Dalinda – z początku onieśmielona, naiwna, nieszczęśliwie zakochana w Polinesso, dająca się użyć jako narzędzie intrygi i mimowolna sprawczyni nieszczęścia, stopniowo dojrzewająca i zdająca sobie sprawę z sytuacji, aż po finałowy gniew i dojrzałe pogodzenie z losem. Dalinda to postać charakterologicznie najbardziej skomplikowana, zmieniająca się na naszych oczach. Wydaje się, że Barna świetnie sobie radzi z takimi postaciami. Natychmiast przypomniałam sobie jej kreację w Orlandzie – tam również radziła sobie znakomicie jako bohaterka niejednoznaczna, pełna sprzeczności, kierowana niekiedy zagadkowymi pobudkami.

 

No i w końcu inscenizacja. Podjął się jej młody reżyser teatralny z Poznania, Krzysztof Cicheński, prowadzący autorski teatr eksperymentalny, ale mający już doświadczenie na scenie operowej – reżyserował m.in. Pajace Leoncavalla w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Wyjął operę z kontekstu „baśniowo-rycerskiego”, wespół z Julią Kosek planując oszczędną, dość ascetyczną scenografię z minimalną ilością rekwizytów i sprzętów, a dzięki temu nadając sztuce znacznie ponadczasowej historii uczuć. Dominująca na scenie ogromna krata budziła niepokój. Tło – dziwny stylizowany las, zmieniający się w świetle barwnych reflektorów w niejednoznaczną, niepokojąca powierzchnię – stanowił tło dla ewoluujących emocji bohaterów. Kubiczne pomieszczenia po obu bokach sceny sprawiały wrażenie klatek/cel więziennych, w których rozgrywały się najbardziej dramatyczne i klaustrofobiczne partie przedstawienia.

Za to myśli, które przyświecały Julii Kosek przy projektowaniu kostiumów nie jestem w stanie pojąć. Bezpretensjonalne stroje współczesne większości postaci były neutralne. Za to ekstrawaganckie pomysły ubrania Ginevry w szlafrok przypominający peniuar gwiazd z Las Vegas czy ubranie Ariodantego w barchanowy kubrak uważam za kompletnie chybione.

Andrzej Klimczak, Olga Pasiecznik, Władysław Kłosiewicz, Kacper Szelążek, Jan Jakub Monowid; fot. I. Ramotowska

Tak czy owak – z całą poprawką na nieuniknione błędy i niedoskonałości zarówno zamysłów, jak i wykonania – to jest właśnie to, na co czekamy. Dobra, odpowiednia dla dzisiejszej wrażliwości inscenizacja znakomitej opery, przyzwoite, a chwilami dobre wykonanie, jednym słowem – cztery godziny Haendla, których publiczność Warszawskiej Opery Kameralnej długo nie zapomni! Szkoda, że tylko trzy wieczory. Ostatnia szansa pojutrze – koncertowa wersja w Studiu Lutosławskiego!