Georg Friedrich Haendel, Aci, Galatea e Polifemo, HWV 72
V Festiwal oper Barokowych Dramma per Musica – 14-15 września 2019,
Mała Warszawa w Warszawie
Kierownictwo muzyczne – Krzysztof Garstka
Reżyseria, scenografia i reżyseria multimedialna – Bożena Bujnicka
Multimedia – Piotr Majewski, Kamil Krępski
Wystąpili:
Galatea – Magdalena Pluta
Aci – Dagmara Barna
Polifemo – Łukasz Konieczny
Gradus ed Parnassum, dyr. Krzysztof Garstka
Serenata Aci, Galatea e Polifemo z 1708 roku jest wczesnym dziełem Haendla, powstałym podczas jego podróży do Włoch. Temat tak przypadł kompozytorowi do gustu, że dziesięć lat później stworzył nową wersję dzieła, komponując operę pastoralną Acis and Galatea z librettem w języku angielskim, i to w kilku wersjach – od jedno- do trzyaktowej. Występują w niej epizodycznie dodatkowe postaci, jednak wersja wcześniejsza przewidziana jest na trzy głosy i stąd jej nazwa – serenata a tre.
Tematem serenaty jest miłość pasterza Akisa i nimfy Galatei brutalnie przerwana przez zakochanego w bogince cyklopa Polifema, który nie mogąc jej zdobyć, zabija Akisa. Dzięki mocom nimfy i przychylności bogów Akis zostaje zamieniony w strumień i wraz z Galateą podąża ku morzu, zaś brutalny morderca pozostaje sam ze swoim niespełnionym uczuciem.
Sztafaż mitologiczny był oczywiście tylko przykrywką tematu stricte miłosnego: miłość odwzajemniona, miłość nieszczęśliwa, zazdrość, przemoc – to przecież tematy ponadczasowe. Każda epoka może je realizować po swojemu, akcentując to, co jest widzom najbliższe. Najwyraźniej reżyserka spektaklu Bożena Bujnicka – sama utalentowana solistka operowa – uznała, że w naszej epoce dominuje przemoc i zainscenizowaną przez siebie serenatę poświęciła głównie temu tematowi.
W przygotowanej na festiwalu premierze serenatę podzielono na dwie części. Sytuacja sceniczna została przetransponowana w obecną rzeczywistość, a miejscem, gdzie rozgrywa się akcja spektaklu jest współczesna szkoła. Akis i Galatea to dzisiejsze nastolatki, a brutalnym Polifemem jest… nauczyciel matematyki (czyżby jakiś uraz?). Polifem molestuje Galateę, dręczy i upokarza niepokorną uczennicę, w końcu ja gwałci. Bezwolny Akis asystuje temu w sposób dość bezradny – zdecydowanie mocnym charakterem jest dziewczyna. Jednak to w końcu Akis ginie z reki Polifema, Galatea rozpacza, Polifemowi zbrodnia uchodzi płazem. Nie ma happy endu, świat toczy się dalej, przemoc – i ta szkolna, i domowa, i uliczna – ma się dobrze.
Nie mam nic przeciw realizowaniu oper – niezależnie od treści libretta – we współczesnych dekoracjach. Wręcz przeciwnie, uważam, że mamy prawo do używania estetyki dzisiejszej, jeśli tylko dzięki niej odnajdziemy na nowo emocje, które chce nam przekazać muzyka. Dlatego nie przyłączę się do chóru krytyków, którzy uważają umieszczenie akcji serenaty we współczesnych dekoracjach za profanację sztuki. Co prawda razi mnie nieco zbytnia dosłowność użytego sztafażu. Zdecydowanie wolę, kiedy nad przebiegiem akcji reżyser buduje piętra znaczeń, wychodząc poza płaski realizm. Tak jak to się na przykład działo w niedawnej inscenizacji opery Haendla Il pastor fido na festiwalu All’Improvviso w Gliwicach. Nota bene tam też mieliśmy arkadyjskich pasterzy i nimfy…
Moje zastrzeżenia dotyczą realizacji muzycznej spektaklu. Rok temu w niemal takiej samej obsadzie przedstawiono serenatę w wersji koncertowej Od tego czasu, niestety, niewiele się zmieniło. a właściwie nastąpiła jedna zmiana – zdecydowanie na lepsze. Mam tu na myśli Łukasza Koniecznego w roli Polifema. Był gwiazdą tego spektaklu i jego najmocniejszym punktem, a akurat partia Polifema w tym utworze uważana jest za bardzo trudną.
W roli zakochanych znów wystąpiły Magdalena Pluta jako Galatea i Dagmara Barna jako Akis. Tu mogłabym powtórzyć wszystkie ubiegłoroczne zastrzeżenia. Magdalena Pluta co prawda miała przynajmniej okazję do popisów aktorskich, choć ich repertuar był dość ograniczony. Natomiast jej nieco chropawy głos bardzo dobrze współgrał z charakterem wykreowanej postaci – współczesnej dziewczyny w ciężkich butach i podartych rajstopach, z niebieskimi włosami, odważnej i energicznej, wyraźnie „walczącej”. Dagmara Barna ze swoim lirycznym sopranem wypadła blado – jej Akis wydaje się wyłącznie przedmiotem, nie podmiotem zdarzeń. Warta wspomnienia jest jednak scena śmierci Akisa – tę liryczną, rozdzierającą arię Dagmara Barna wykonała przejmująco.
Nie porwała mnie również gra zespołu – miałam nieodparte wrażenie, że muzykom brakuje precyzji, a linia melodyczna i współpraca z solistami miejscami się nieco „rozjeżdża”. Składam to jednak na karb faktu, że mogłam uczestniczyć tylko w próbie generalnej. być może do premiery 14 i 15 września udało się dopracować brzmienie i było lepiej.
Niezbyt to ładnie cytować siebie, ale refleksja, jaką miałam po koncercie w ubiegłym roku wciąż pozostaje aktualna: „mały” Haendel jest równie wymagający, co wielki, a jego dzieła pozornie małego kalibru stawiają przed wykonawcami równie wysokie wymagania, co wielogodzinne opery. Cóż – swego czasu w jego teatrze grali najlepsi muzycy i śpiewały głosy najlepsze na świecie. I tak też powinno być dzisiaj.