2018, 2 lutego – Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia, Katowice
Wykonawcy:
Narrator, Tankred, Klorynda – Marco Beasley
{oh!} Orkiestra Historyczna
2 lutego katowicki NOSPR przedstawił kolejny z koncertów muzyki dawnej w tym sezonie. To był z pewnością jeden z najdziwniejszych koncertów, w jakich miałam okazję uczestniczyć.
W pierwszej części {oh!} Orkiestra Historyczna wykonała szereg utworów Adama Jarzębskiego ze zbioru Canzoni e Concerti z 1627 roku – w możliwie atrakcyjnej formie, z podziałem na kilka składów, wykonujących kolejne utwory na zmianę, to przeplatających się, to dialogujących ze sobą. Jednak tak część instrumentalna w blisko półtoragodzinnej dawce była dość monotonna.
Po przerwie usłyszeliśmy natomiast krótki madrygał Claudia Monteverdiego z ósmej księgi jego madrygałów zatytułowany Combattimento di Tancredi e Clorinda z 1624 roku.
Utwór opowiada tragiczną historię opisaną w „Jerozolimie wyzwolonej” przez Torquata Tassa. Tankred, bohaterski krzyżowiec, zakochuje się w pięknej Saracence Kloryndzie, Jednak podczas nocnej walki zabija ją w pojedynku, nieświadom, z kim walczy. Śmiertelnie ranna wojowniczka odkrywa oblicze i umiera w ramionach ukochanego, ku jego rozpaczy.
Utwór jest krótki i występują w nim trzy postacie: Narrator i dwójka bohaterów -Tankred i Klorynda. Wykonywany jest rzadko, ale udało mi się już go wysłuchać niespełna trzy lata tamu w warszawskim Studio Lutosławskiego w wykonaniu artystów z ówczesnej Warszawskiej Opery Kameralnej . Brzmiał ładnie, ale niczym szczególnym się wówczas nie zachwyciłam.
Tym razem wybrani instrumentaliści {oh!} Orkiestry towarzyszyli zaledwie jednemu soliście, ale za to jakiemu! W trzy rolę rozpisane w madrygale wcielił się Marco Beasley. Słuchałam i patrzyłam z coraz większym zdumieniem. Przed naszymi oczami został odegrany cały teatr! Z drewnianą laską symbolizującą rycerski miecz włoski tenor opowiedział i przedstawił cała historię z niebywałą ekspresją i dramatyzmem. Odegrał wszystkie trzy role, skupiając uwagę publiczności, która śledziła opowieść niemal wstrzymując oddech. Orkiestra ilustrowała muzycznie ten teatr z doskonałą precyzją, idealnie zgrana z solistą, zmieniając tempo, wytrzymując pauzy i stapiając się niemal w jedno z głosem śpiewaka (widać, że nie marnowali czasu na próbach – tym bardziej żałuję, że nie mogłam w nich uczestniczyć, z pewnością było co obserwować!). Całość robiła niesamowite wrażenie!
Jedyny zarzut, jaki mogę postawić, to ten, że druga część koncertu była tak krótka – zetknęliśmy się ze sztuką niezwykłą, niebanalną i robiącą niezapomniane wrażenie. Niestety – krótko. Wychodziliśmy z NOSPR oczarowani i… rozczarowani, z ogromnym poczuciem niedosytu.
Proszę więcej!