Archiwa tagu: Capella Cracoviensis

Germanico in Germania – wykonania

2017, 27 stycznia – Festiwal Opera Rara, Teatr im. Juliusza Słowackiego, Kraków

wersja koncertowa

Wykonawcy:
Germanico – Max Emenuel Cencic (kontratenor)
Ersinda – Julia Lezhneva (sopran)
Segeste – Gyorgy Hanczar (tenor)
Cecina (sopran) – Marzena Lubaszka (sopran)
Rosmonda – Dilyara Idrisowa (sopran)
Arminio – Mary-Ellen Nesi – (mezzosopran)
Capella Cracoviensis, dyr. Jan Tomasz Adamus

Relacja

Haendel zielono-wrzosowy

2021, 18 maja – Filharmonia im. Karola Szymanowskiego w Krakowie, Capella Cracoviensis, koncert w ramach projektu Muzyczne Mosty

Wersja koncertowa dwuaktowa (HWV 49a), premiera online
Capella Cracoviensis
Chór Kameralny Filharmonii Krakowskiej
Dyrygent i klawesyn – Marek Toporowski
Galatea – Jolanta Kowalska-Pawlikowska
Acis – Krystian Adam Krzeszowiak
Damon – Magdalena Łukawska
Polyphemus – Sebastian Szumski

Acis and Galatea to jeden z ulubionych tematów Haendla. Tej tragicznej miłosnej historii poświęcił jedno ze swoich wczesnych dzieł, włoską serenatę Aci, Galatea e Polifemo z 1708 roku, powrócił do niej dziesięć lat później, wspierając się angielskim już tekstem o nie do końca pewnym autorstwie, być może Johna Gaya lub Alexandra Pope’a.  Dzieło zostało wystawione latem 1718 na prywatnej scenie księcia Chandos w Cannons. Musiało się spodobać, skoro było – jakby dziś powiedziano – chętnie piracone. W 1731 roku wystawiono je bez zgody kompozytora. W reakcji na to Haendel przygotował kolejną trzyaktową wersję, którą zaprezentował w 1732 roku, a do której włączył fragmenty swojej włoskiej serenaty.  Dzieło było bardzo popularne i doczekało się niezliczonych wersji i przeróbek (włącznie z wersją instrumentowana przez Mozarta), dlatego trudno dziś powiedzieć nawet, ile powinno sobie liczyć aktów – każda liczba od jeden do trzy jest prawdziwa.

Pewnie dlatego najczęściej wystawia się Acisa and Galateę jako jeden zwarty utwór, bez przerw, taką wersję np. zaprezentował w Katowicach Paul McCreesh w 2018 roku. W podobny sposób zaprezentowała się serenata podczas koncertu online z Filharmonii Krakowskiej w wykonaniu kilkorga solistów, Capelli Cracoviensis prowadzonej od klawesynu wyjątkowo przez Marka Toporowskiego, ze wsparciem Chóru Kameralnego Filharmonii Krakowskiej. Partię Galatei wykonała Jolanta Kowalska-Pawlikowska i była w niej w odpowiednich dawkach zmysłowa i kokieteryjna,  z wyjątkowym wdziękiem wykonała pastoralna arię z towarzyszeniem fletu piccolo rozpoczynającą serenatę. Nieco słabiej wypadła w partiach dramatycznych, choć głos ma silny i pozwalający na nieco bardziej dramatyczną interpretację.

Jolanta Kowalska-Pawlikowska jako Galatea; fot. IR

Acisa zaśpiewał Krystian Adam Krzeszowiak i musze przyznać, że choć mam dystans do partii tenorowych pisanych przez Haendla, to ta partia jest absolutnie przepiękna, a została wykonana świetnie, z cała gamą ekspresji, żarliwości, liryzmu i emocji. Acis był równie przekonywający w ariach lirycznych (Love in her eyes), co dramatycznych (Love sounds th’alarm). Kulminacją radosnej pierwszej części serenaty był duet obojga kochanków (Happy we!).

Krystian Adam Krzeszowiak jako Acis; fot. IR

Na tle głównych protagonistów nieco bezbarwnie wypadł Polifem w wykonaniu Sebastiana Szumskiego, poprawnie głosowo, lecz zbyt powściągliwie interpretacyjnie. A przecież to partia pozwalająca na rozwinięcie interpretacyjnych skrzydeł, o czym mogliśmy się przekonać na wspomnianym koncercie katowickim! Jednak największym rozczarowaniem był dla mnie Damon kreowany – nie wiedzieć czemu – przez sopranistkę Magdalenę Łukawską. To przecież partia tenorowa, często łącząca zresztą w sobie partie dwóch postaci pasterzy, przyjaciół Acisa, Damona i Korydona. To do Korydona należy najpiękniejsza moim zdaniem aria całej serenaty (Would you gain), która wypadła jednak blado w tej sopranowej transkrypcji. Za to oba chóry, zarówno otwierający koncert  Oh, pleasure, jak i żałobne Mourn, all ye muses wypadły bardzo dobrze.

Trójka bohaterów w dramatycznym tercecie; fot. IR

Podsumowując – koncert online w żaden sposób nie daje się porównać do osobistego uczestnictwa, jednak jak każdy spragniony ukochanej muzyki meloman, wysłuchałam Haendlowskiego arcydzieła z przyjemnością, rekompensującą każde usterki. Jak napisał Piotr Kamiński w swoim „Tysiąc i jedna opera” – Acis i Galatea to jedno z najczystszych arcydzieł „zielono-wrzosowej” weny Haendla. Jak można narzekać na ten zielono-wrzosowy wieczór, nawet jeśli słuchamy i patrzymy tylko na ekran komputera.

Rodelinda – inscenizacje

2020, 6 marca – Polska Opera Królewska, Teatr Królewski w Łazienkach, Warszawa

Kierownictwo muzyczne – Krzysztof Garstka
Reżyseria – Andrzej Klimczak
Scenografia – Marlena Skoneczko
Opieka artystyczna – Olga Pasiecznik
Ruch sceniczny – Jacek Tyski
Reżyseria świateł – Karolina Gębska
Projekcje – Marek Zamojski

Wykonawcy
Rodelinda – Ewa Leszczyńska, Sylwia Olszyńska, Olga Pasiecznik
Bertarido – Kacper Szelążek, Rafał Tomkiewicz
Grimoaldo – Sylwester Smulczyński, Rafał Żurek
Eduige – Natalia Kukhar, Joanna Talarkiewicz
Unulfo – Rafał Tomkiewicz, Magdalena Pluta, Małgorzata Bartkowska
Garibaldo – Artur Janda, Jarosław Kitala, Paweł Michalczuk
Flavio – Jan Czajka, Franciszek Kaczorowski

Capella Regia Polona, dyr. Krzysztof Garstka

Relacja

 

2013, 13 czerwca – Festiwal Opera Rara, Teatr im. J. Słowackiego, Kraków

Wersja koncertowa

Wykonawcy:
Rodelinda – Karina Gauvin
Bertarido – Franco Fagioli
Grimoaldo – Carlo Allemano
Garibaldo – Ugo Guagliardo
Eduige – Marina De Liso
Unulfo – Filippo Mineccia

Capella Cracoviensis, dyr. Jan Tomasz Adamus

Dekonstrukcja polskiej historii, czyli „Sigismondo” Rossiniego na Opera Rara

Gioacchino Rossini, Sigismondo

Festiwal Opera Rara 2020 – 23, 26, 28 i 30 stycznia 2020
Teatr im. J. Słowackiego, Kraków

Wykonawcy:
Sigismondo (kontratenor) – Franco Fagioli
Aldimira (sopran) – Francesca Chiejina
Ulderico/Zenovito (bass) – Keneth Kellogg
Ladislao (tenor) – Pablo Bemsch
Anagilda (sopran) – Marzena Lubaszka
Radoski (tenor) – Bartosz Gorzkowski

Chór i Orkiestra Capella Cracoviensis pod dyr. Jana Tomasza Adamusa

Sigismondo nie należy do najlepszych oper Rossiniego, daleko mu do popularności Cyrulika Sewilskiego czy Wilhelma Tella. Dla polskiej sceny operowej ma jedną niewątpliwą zaletę – jej akcja rozgrywa się w Polsce, a bohaterami są polski król, jego żona i członkowie ich dworu. Wydawać by się mogło, że ta tematyka będzie bliższa i bardzo atrakcyjna dla polskiej publiczności. Jednak przedstawione okoliczności i wydarzenia okazały się w pełni mityczne i zupełnie oderwane od znanych nam realiów.

Okoliczności w tej operze są z całą pewnością ahistoryczne: król Zygmunt nie przypomina żadnego z polskich władców, jego żona Aldimira również, choć ożenek z cudzoziemką był częstym wyborem wśród polskich monarchów. Przestawiona w operze historia jest – jak to często w operach bywa – stekiem nonsensów: król skazuje na śmierć swoją żonę za niewierność, choć oskarżenie jest wyłącznie intrygą odrzuconego przez Aldimirę dworaka Władysława. Węgierski król i ojciec królowej Ulderyk, żądny zemsty za stracenie córki, wyrusza przeciw Zygmuntowi z węgierskim wojskiem. Król tymczasem wyrusza na łowy i w leśnej chacie odnajduje Ziemowita, który rzekomo mieszka tam z córką. Jest to, oczywiście, ukrywająca się, cudem ocalona Aldimira. Władysław namawia króla na zaproszenie dziewczyny na dwór, gdzie ma udawać królową i w ten sposób zapobiec inwazji. Uprzedzony przez Władysława Ulderyk nie rozpoznaje jednak córki i dąży do bitwy. Pokonany Zygmunt uświadamia sobie, że coraz głębszym uczuciem obdarza dziewczynę, którą wciąż uważa za córkę Ziemowita. Aldimira postanawia odrzucić przebranie i wespół z innym dworzaninem, Radoskim, ujawnia intrygę, uśmierza gniew ojca, przebacza mężowi i doprowadza zdradzieckiego Władysławą do lochu.

Nawet sam Rossini uważał libretto tej opery za nudne i nieudane. I choć w warstwie muzycznej odnaleźć możemy wiele przejmująco pięknych momentów, publiczność wenecka podczas premiery w roku 1814 nie przyjęła jej z entuzjazmem, a sam kompozytor był wdzięczny słuchaczom, że jej… nie wygwizdali.

Inscenizacja takiego dzieła to prawdziwe wyzwanie. Intryga jest tak żałosna, że trudno ją traktować serio. Z drugiej strony warstwa muzyczna jest jak najbardziej poważna, pełna emocjonalnej prawdy i autentycznego dramatu. Jak znaleźć klucz do dzieła, w którym tak dziwacznie współistnieje groteska i tragedia? Wydaje się, że Krystian Lada – młody, zdolny i już nagradzany reżyser – znalazł do tej opery klucz idealny. Poszedł po prostu… śladem Rossiniego. Skoro wybitny włoski kompozytor dokonać mógł na scenie swoistej dekonstrukcji polskiej historii, Lada postanowił pójść w niej dalej i potraktować materię historyczną z podobną swobodą. Równocześnie w swojej inscenizacji splótł w sposób bardzo przemyślny elementy tragedii i groteski. Udało mu się zachować równowagę pomiędzy rozgrywającym się na naszych oczach miłosnym dramatem, a groteskowym nieprawdopodobieństwem scenicznych intryg.

Ramę wydarzeń stanowi przywołany w prologu obraz Matejki Hołd pruski, uczestnicy wydarzeń są jakby postaciami zdjętymi z tego płótna. Mamy więc króla i królową, refleksyjnego błazna Stańczyka, biskupa, dworzan, rycerzy i husarzy w wielu odmianach. Te matejkowskie, heroiczne postacie przepuścił reżyser wyraźnie przez filtr Gombrowicza. Polskość odmieniana przez wszystkie przypadki z całym katalogiem jej obsesji i stereotypów, staje się znaczącym tłem dla osobistego dramatu wyraźnie niedorosłego emocjonalnie mężczyzny (król w krótkich spodenkach!) i jego dojrzałej partnerki, rozdartej pomiędzy uczuciem do męża a rozczarowaniem.

Król Zygmunt na tronie w kształcie dziecięcego krzesełka i jego gnieźnieński dwór; fot. Klaudyna Schubert

Główny motyw festiwalowych inscenizacji – przeciwstawienia swój-obcy, mury i mosty – jest wygrane w dziesiątkach scen: komicznych, dramatycznych, groteskowych i złowieszczych. Żebyśmy wszystko do końca zrozumieli, w drugim akcie nad sceną zawisa ogromy napis „Polska dla Polaków”, a grupa wojów wokół walczącego króla, przypominających jako żywo witkacowskich „dziarskich chłopców”, wymachuje w stronę przeciwnika wszystkim, co ma kojarzyć się z polskością – od husarskich skrzydeł i biskupich pastorałów po łeb turonia i krakowską szopkę.

Franco Fagioli jako Zygmunt, król Polski; fot. Klaudyna Szchubert

Jak w tym wszystkim odnalazła się międzynarodowa ekipa solistów? Trzeba odpowiedzieć, że całkiem dobrze. Strona wykonawcza to najmocniejszy punkt krakowskiej inscenizacji. W roli tytułowej wystąpił jeden z najznakomitszych, a wielu sądzi, że najznakomitszy kontratenor dzisiejszych scen, Argentyńczyk Franco Fagioli. To nie pierwsza jego rola w operze Rossiniego, jego głosowe warunki i umiejętności pozwalają mu na pełną swobodę wykonawczą, niemal nie zauważamy technicznych trudności, którym musi sprostać. Jest też znany ze zdolności nasycenia swojego śpiewu silną emocją, co w tej roli wydaje się bardzo potrzebne. Okazał się też bardzo dobry aktorsko, a nie miał łatwego zadania. Zygmunt nie jest postacią wzbudzającą sympatię – to rozkapryszony, niedojrzały emocjonalnie egoista, przeżywający hamletowskie rozterki, ale i na naszych oczach wewnętrznie dojrzewający.

Francesca Chiejina jako monumentalna polska królowa Adimira; fot. Klaudyna Schubert

Wydawało się, że Fagioli – prawdziwa gwiazda – zdominuje ten spektakl. ale okazało się, że znalazł w pozostałych wykonawcach równych mu partnerów. Młoda nigeryjsko-amerykańska sopranistka Francesca Chiejina ma już za sobą kilka znaczących ról. Jej interpretacja postaci Adimiry była bardzo dojrzała. Artystka potrafiła nasycić rolę dramatem i emocją, unikając przy tym jakichkolwiek sentymentalnych czy czułostkowych tonów, co wcale nie było łatwe. Dzięki usadowieniu pośrodku publiczności w pierwszym akcie, widzowie siedzący bliżej mogli ją obserwować z bliska. Wielki głos, znakomita interpretacja, naprawdę świetna rola. Oba jej duety z Fagiolim – w pierwszym akcie śpiewany równocześnie ze sceny i od publiczności, co sprawiało dodatkową trudność, i miłosny duet w akcie drugim – były niezapomniane.

Duże wrażenie podczas premiery wywołał również urodzony w Argentynie i wykształcony we Włoszech tenor Pablo Bemsch. Znakomity głosowo i aktorsko, potrafił nadać granej przez siebie roli Ladislao znaczenie wyrastające ponad standardową rolę intryganta. W pierwszym akcie przesłaniał wręcz pozostałych wykonawców. To jednaj z najlepszych, jeśli nie najlepsza partia w tym spektaklu!

Król węgierski, czyli Kenneth Kellogg w krakowskiej czapce z uwagą obserwuje wydarzenia na polskim dworze; fot. Dufaj

I last but not least – amerykański bas Kenneth Kellogg w podwójnej roli Ulderico/Zenovito był równie przekonujący, co pozostali protagoniści. Zgrabnie też porzucił udawanie statecznego starca Ziemowita w krakowskiej czapce w akcie pierwszym, na rzecz silnego i surowego węgierskiego króla w akcie drugim. Jego powaga znakomicie równoważyła groteskowość „pospolitego ruszenia” jego adwersarzy.

Właściwie każdy punkt obsady spektaklu było bardzo mocny, wszyscy też dobrze wpisali się w koncepcję reżysera. Znakomity wokalnie i aktorsko był też chór Capelli Cracoviensis zarówno w roli królewskich dworzan, jak i „dziarskich chłopców”. Orkiestra Capella Cracoviensis pod wodzą Jana Tomasza Adamusa grała swobodnie, choć bez brawury. Nie dostrzegłam żadnych znaczących problemów ze strony instrumentalistów, a kierownictwo muzyczne spektaklu wydaje mi się bez zarzutu.

Uznanie należy się całej ekipie realizatorów tego wydarzenia, przede wszystkim reżyserowi i solistom, za umiejętność zrobienia z niezbyt udanego dzieła Rossiniego spektaklu ciekawego, dającego do myślenia, a przede wszystkim sprawiającego melomanom i miłośnikom opery ogromną przyjemność.

Sigismondo – wykonania

2020, 23 stycznia – Festiwal Opera Rara 2020, Teatr im. J. Słowackiego, Kraków

Koncepcja i reżyseria – Krystian Lada
Scenografia i kostiumy – Natalia Kitamikado
Reżyseria światła – Maarten Warmerdam
Wizualizacje – Jagoda Chalcińska

Wykonawcy:
Sigismondo (kontratenor) – Franco Fagioli
Aldimira (sopran) – Francesca Chiejina
Ulderico/Zenovito (bass) – Keneth Kellogg
Ladislao (tenor) – Pablo Bemsch
Anagilda (sopran) – Marzena Lubaszka
Radoski (tenor) – Bartosz Gorzkowski

Chór Capella Cracoviensis
Orkiestra Capella Cracoviensis pod dyr. Jana Tomasza Adamusa

Relacja

Sigismondo

Sigismondo

dramma w dwóch aktach
muzyka Gioachino Rossini
libretto Giuseppe Foppa

premiera w Teatro La Fenice w Wenecji, 26 grudnia 1814

Premierowa obsada
Sigismondo (alt) – Mariette Marcolini
Aldimira (sopran) – Elisabetta Manfredfini-Guarmani
Anagilda (sopran) – Marianna Rossi
Ladoslao (tenor) – Claudio Bonoldi
Ulderico/Zenovito (bas) – Luciano Biancchi
Radoski (tenor) – Domenico Bartoli

Akt I

Króla Zygmunta dręczą napady szaleństwa. Jego doradca Radoski i dwórka Anagilda martwią się o króla. Na gnieźnieńskim dworze pojawia się też Ladislao. Sigismodo zwierza mu się, że nawiedza go duch żony, Aldimiry, którą za niewierność skazał na śmierć. W rzeczywiśtości Aldimira była niewinna, a o zdradę oskarżył ją Ladislao, którego awanse odrzuciła. Królewski doradca boi się ujawnienia spisku. Tymczasem król Węgier, ojciec straconej królowej, Ulderico przygotowuje inwazję na Polskę, aby pomścić śmierć córki.

W wiejskiej chacie pod lasem mieszka Zenovito z córką Egelindą. W rzeczywistości jest to ukrywająca się królowa Aldimira, ocalona przed śmiercią przez szlachetnego Ziemowita. Gdy w pobliżu pojawia się orszak myśliwski króla, Zenovito przedstawia kobietę jako swoją córkę. Król i Ladislao są wstrząśnięci podobieństwem kobiety do straconej królowej. Ziemowit podsuwa pomysł, aby jego rzekoma córka udała się z królem na gnieźnieński dwór jako królewska małżonka i dzięki temu zapobiegła inwazji Ulderyka.

Akt II

W Gnieźnie wszyscy witają odnaleziona królową. Sigismondo zaczyna się zakochiwać w rzekomej Egelindzie. Tymczasem Radoski odnajduje list, w którym opisany jest spisek Ladislao i przekazuje go królowej. Aldimira spotyka się z ojcem, ten jednak – uprzedzony o oszustwie przez Ladislao – nie poznaje w niej córki. Rozpoczyna się bitwa, którą przegrywają Polacy. Sigismodo dostaje się do niewoli. Aldimira ujawnia spisek Ladislao, Sigismodo boi się, żona nie przebaczy mu winy, ona jednak wyznaje mu, że wciąż go kocha. Ulcerico wciąż nie dowierza Aldimirze, zostaje przekonany dopiero po przedstawieniu mu dowodu w postaci listu Ladislao. Sigismondo skazuje intryganta na więzienie. Małżonkowie padają sobie w ramiona, obaj królowie zaś się godzą.

Wykonania w Polsce

Dekonstrukcja polskiej historii, czyli „Sigismondo” Rossiniego na Opera Rara

 

 

Fedra 2.0, czyli Rameau na Opera Rara

Jean-Philippe Rameau, Hippolyte et Aricie

Festiwal Opera Rara
3 lutego 2019 – Centrum Kongresowe ICE w Krakowie

Reżyseria, scenografia – Sjaron Minailo
Światło, scenografia – Maarten Warmerdam

Wykonawcy:
Hipolit (tenor) – Eamon Mulhall

Arycja (sopran) – Nika Goric
Diana (sopran) – Sylwia Olszyńska
Fedra (sopran) – Michaela Selinger
Tezeusz (bas) – Jerzy Butryn
Jowisz, Pluton (bas) – Łukasz Klimczak
Neptun (bas) – Piotr Kwinta
Oenona (sopran) – Joanna Radziszewska-Sojka
Merkury (tenor) – Guillaume Delpech Figiel
Arkas (tenor) – Maciej Drużkowski
Tyzyfona/Merkury (baryton) – Aleksander Kunach
Trzy Parki (kontratenor, tenor, bas) – Michał Czerniawski, Piotr Windak Przemysław Bałka
Chasseresse (sopran) – Michalina Bienkiewicz
Chłopiec  Franciszek Cygan

Chór Capelli Cracoviensis
Barokowa Orkiestra Festiwalowa Kraków,  dyr. Marek Toporowski

Arycja; fot. Klaudyna Schubert

Opera Hipolit i Arycja była pierwszą tragedią liryczną wystawioną w Paryżu przez 50-letniego Jeana-Philippe’a Rameau. Ten późny debiut sceniczny był z jednaj strony bodźcem do słynnego konfliktu lullyustów z ramistami, z drugiej jednak przyniosła kompozytorowi niewątpliwy sukces i uznanie. Mimo kontrowersji – a jednym z zarzutów było np. włączenie do opery duetów, uważanych wówczas za „nienaturalne”(sic!) – wszyscy byli zgodni co do tego, że dzieło jest dowodem niebywałej wprost inwencji muzycznej kompozytora i to na każdym artystycznym odcinku – melodycznym, harmonicznym, instrumentalnym i rytmicznym. Jak znakomita większość oper tej epoki i ta również – mimo początkowej popularności – zniknęła na dziesiątki lat ze scen teatralnych. Tak naprawdę renesans repertuaru barokowego to dopiero druga połowa XX wieku. Na fali tego renesansu powrócił i Rameau, choć niestety – w Polsce nader opornie. W towarzyszącej tegorocznej edycji festiwalu Opera Rara książce Tomasz Cyz przytacza nieliczne inscenizacje dzieł Rameau na polskich scenach, pomijając, nie wiedzieć czemu, Les Indes Galantes wystawione podczas Bydgoskiego Festiwalu Operowego czy i Pigmaliona z Warszawskiej Opery Kameralnej. Faktem jest, że to rzeczywiście zupełnie pojedyncze i wyjątkowe wydarzenia. Znacznie łatwiej usłyszeć dziś Haendla czy Vivaldiego – choć zwykle są to niewielkie sceny i wydarzenia incydentalne – niż wielkiego Francuza. Postawione przez Cyza pytanie – dlaczego polskie sceny operowe boja się jak ognia barokowego repertuaru – pozostaje w mocy, niestety.

Osią tragedii jest kazirodcza miłość Fedry, zony Tezeusza, do pasierba, Hipolita. uczucie, które jest nie tylko motorem dramatycznych wydarzeń, ale też narzędziem destrukcji wszystkich protagonistów dramatu. Niszczy samą Fedrę, Tezeusza doprowadza na skraj samobójstwa, Hipolita przyprawia nieomal o śmierć. Oczywiście finał przynosi happy end – łaskawi bogowie ratują młodzieńca i łączą go z ukochaną Arycją, rozdzielając jednak na zawsze z rodziną i ojczyzną. A wszystko to zostaje opowiedziane przez Rameau w sposób absolutnie olśniewający!

Fedra z Oenone w czerwieniach; fot. Klaudyna Schubert

Muzyka Rameau jest uderzająco piękna i stwierdzam to za każdym razem, gdy mam okazję się z nią zetknąć. Oczywiście, nie zawsze brzmi tak doskonale jak w wykonaniu Les Musiciens du Louvre pod Markiem Minkowskim, który przywiózł do Krakowa Les Boreades w 2013 roku, ale muzyczne bogactwo Rameau zawsze zachwyca. Nie inaczej było i tym razem. Hipolit i Arycja to również muzyka niebywale piękna, z całą gamą nastrojów, klimatów, pięknych, niemal przebojowych melodii, poruszających arii i duetów, ale także fantastycznych partii instrumentalnych i chóralnych. I wiele z tego bogactwa udało się w tegorocznej krakowskiej inscenizacji oddać. Barokowa Orkiestra Festiwalowa Kraków – jak wieść niesie złożona w dużym stopniu przez instrumentalistów Capelli Cracoviensis, prowadzona przez i klawesynistę Marka Toporowskiego, spisała się znakomicie i była najmocniejszym punktem tego przedstawienia. Bardzo dobrze wypadł również chór Capelli pełniący w tym spektaklu ważną rolę.

Nieco mniej komplementów jestem w stanie sformułować pod adresem solistów. Nie tylko dlatego, że w dużej części słabo ich znam. Partie tytułowe kreowane przez Eamona Mulhalla (Nathan Vale śpiewał tylko na premierze) i Nikę Goric były poprawne, ale nieporywające. Znacznie bardziej wyraziste kreacje stworzyli pozostali z bohaterów dramatu – przede wszystkim Michaela Selinger jako Fedra i Jerzy Butryn jako Tezeusz. Co z jednej strony jest zasługą umiejętności interpretacyjnych artystów, z drugiej jednak są to po prostu znacznie bardziej wyraziste postacie tego dramatu.

Stosunkowo najsłabiej na tym dobrym muzycznym tle wypada inscenizacja. Sjaron Minailo ma opinię reżysera kontrowersyjnego i forsującego własną wizję dramatu, często niezbyt kompatybilną ze sceniczną tradycją. Nie mam nic przeciw tzw. nurtowi reżyserskiemu w operze barokowej, nie razi mnie uwspółcześnianie dzieł, przenoszenie w inne, nawet całkiem odległe od pierwowzoru okoliczności. Wręcz przeciwnie – opera wtłoczona w muzealne ramy wydaje mi się często jałowa. Ale jednak – trzeba mieć wizję! Jakąkolwiek, nawet kontrowersyjną.

W inscenizacji zaproponowanej przez Minailo jakoś trudno mi było się jej dopatrzyć. Po niemej scenie zastępujące wycięty z opery prolog, podczas której po obmyciu nóg Jowisza(?) świadkowie tej sceny wypijają wodę z miski jak swoistą komunię – nastawiałam się na jakąś ostrą, wyrazistą polemikę. Na próżno. Dalej było jakoś tak nijako. Stroje pozaczasowe, neutralne, scenografia zupełnie bez wyrazu, gama kolorów ograniczona, ale triadę czerń/granat–biel–czerwień widzę ostatnio w co drugim przedstawieniu. Wprowadzona na scenę postać chłopca – świadka wydarzeń? przeżywającego podczas dramatu swoista inicjację? – nie przeszkadza, ale też i nie „ubogaca”. Kilka pomysłów, zwłaszcza związanych z ruchem scenicznym, kompletnie niezrozumiałych – miotająca się dziwacznie Arycja była chyba najbardziej denerwującym elementem spektaklu. Nie udało mi się też rozwikłać, o co chodziło z tym paleniem na scenie – jedyne co przychodzi mi do głowy to świadomy sadyzm reżysera wobec siedzących na widowni palaczy, pozbawionych papierosa przez dobre półtorej godziny bez przerwy…

Trzy Parki przepowiadają Tezeuszowi przyszłość; fot. klaudyna Schubert

Najlepiej rozegrana część to według mnie akt drugi, czyli wizyta Tezeusza w Hadesie – ubrani na biało mieszkańcy piekieł, Trzy Parki – jak z horroru, dójka głównych protagonistów, czyli Pluton i Tezeusz – niewątpliwie najbardziej zapadająca w pamięć scena tej opery, w której strona inscenizacyjna współgrała ze znakomitą muzyką Rameau. Natomiast wszystkie sceny świątynne i pałacowe – a tam rozgrywał się przecież cały miłosny i rodzinny dramat – mogłyby bez szkody zaistnieć w wersji koncertowej.

Nie bądźmy jednak malkontentami! W końcu tak zachwycająca muzyka mistrza Rameau w całkiem dobrym wykonaniu i barokowa opera francuska na scenie to wydarzenie tak rzadkie, że nic nie jest w stanie zmącić radości wygłodniałego melomana!

Alcina – inscenizacje, wykonania

2018, 14, 15 września – Festiwal Oper Barokowych, Mała Warszawa (d. Fabryka Trzciny) w Warszawie

Kierownictwo muzyczne – Lilianna Stawarz
Reżyseria i choreografia – Jacek Tyski
Kostiumy – Marta Fiedler
Światła – Krzysztof Wójcik
Multimedia – Sylwester Łuczak

Wykonawcy:
Alcina (sopran) – Olga Pasiecznik
Ruggiero (mezzosopran) – Anna Radziejewska
Morgana (sopran) – Olga Siemieńczuk
Bradamante (mezzosopran) – Joanna Krasuska-Motulewicz
Melisso (bas) – Artur Janda
Oronte (tenor) – Karol Kozłowski
Oberto (mezzosopran) – Joanna Lalek

Tancerze: Martyna Dobosz, Emilia Wacholska, Carlos Martin-Perez, Marcin Krajewski, Bartosz Zyśk, Jennifer Rivera
Chór Collegium Musicum UW

Royal Baroque Ensemble pod dyr. Lilianny Stawarz:
Skrzypce barokowe: Grzegorz Lalek (koncertmistrz), Ludmiła Piestrak, Kamila Guz, Marcin Sochan, Alicja Sierpińska
Altówki barokowe: Marcin Stefaniuk, Małgorzata Feldgebel
Wiolonczele barokowe: Maciej Łukaszuk, Jakub Kościukiewicz
Kontrabas barokowy: Grzegorz Zimak
Chitarrone: Henryk Kasperczak
Fagot barokowy: Szymon Józefowski
Oboje barokowe: Magda Karolak, Agnieszka Mazur
Flety proste: Marek Nahajowski, Paweł Iwaszkiewicz
Klawesyn: Lilianna Stawarz

Relacja

 

2011, 7 października – Festiwal Opera Rara, Filharmonia im. K. Szymanowskiego, Kraków

Wersja koncertowa

Wykonawcy:
Inga Kalna (sopran) – Alcina
Veronica Cangemi (sopran) – Morgana
Ann Hallenberg (alt) – Ruggiero
Romina Basso (alt) – Bradamante
Jolanta Kowalska (sopran) – Oberto
Emiliano Gonzalez Toro (tenor) – Oronte
Luca Tittoto (bas) – Melisso

Capella Cracoviensis Vocal Ensemble, Jan Tomasz Adamus – przygotowanie chóru
Les Musiciens du Louvre-Grenoble, dyr. Marc Minkowski

 

Samson pokonany, Samson zwycięski

Georg Friedrich Haendel, Samson HWV 57
Centrum Kongresowe ICE, Kraków
8.07.2018

Wykonawcy
Samson (tenor) – Juan Sancho
Dalila, żona Samsona, Izraelitka (sopran) – Heidi Stober
Micah, przyjaciel Samsona (kontratenor) – Jakub Józef Orliński
Manoah, ojciec Samsona, Harapha, siłacz filistyński – Lisandro Abadie
Chór Capelli Cracoviensis
Capella Cracoviensis
dyr. Jan Tomasz Adamus

Przyznam od razu, że oratoria to nie jest ta część twórczości Haendla, która kocham najbardziej. Jednak kiedy na tegorocznych Misteriach Paschaliach pokazano pieczołowicie przygotowanego przez Johna Butta Haendlowskiego Samsona, musiałam go zobaczyć. Zwłaszcza że koncert był transmitowany przez telewizję Mezzo, co świadczy o prestiżu tego wykonania.

W najśmielszych snach jednak nie przypuszczałam, że zaledwie po trzech miesiącach będę miała okazję usłyszeć Samsona po raz kolejny, a tym razem z materią oratorium zmierzy się grupa wykonawców – soliści, chór i orkiestra Capelli Cracoviensis – pod kierunkiem Jana Tomasz Adamusa. Koncert miała z założenia skromniejsza obsadę i nie był tak szumnie zapowiadany, w gronie miłośników Haendla cieszył się jednak nie mniejszym zainteresowaniem. I trzeb a przyznać, że spełnił większość pokładanych w nim nadziei.

Samson w ICE; fot. CC

Skromniejsza obsada to grupa zaledwie czterech solistów (w kwietniu śpiewało ośmiu!). Miało to oczywiście konsekwencje – część z nich musiała wykonać dwie role, do mniejszych epizodów dobrano głosy spośród chórzystów.

Główną gwiazdą tego koncertu był bez wątpienia Juan Sancho. Był Samsonem znakomitym, pełnym pasji, emocji z początku tłumionych, później wybuchających silnie, aż po końcową determinację i poświęcenie. Wszystkie te niuanse zostały podane bezbłędnie, a Juan Sancho w moim osobistym rankingu przechodzi z szufladki „niezły tenor” do szufladki „tenor świetny”. Poza wszystkim przyćmił w moim odbiorze kompletnie Jamesa Waya, który kreował Samsona w poprzedniej wersji.

Juan Sancho jako Samson; fot. CC

Drugą z żywiołowo odbieranych gwiazd był z pewnością Jakub Józef Orliński. Ten młody kontratenor o ciepłej, stosunkowo niskiej barwie głosu był do roli Micaha wprost wymarzony. Głosowo bezbłędnie, interpretacyjnie świetny, wyróżniał się zwłaszcza w recytatywach i ariach lirycznych, w których jego muzyczna wrażliwość i subtelność robiła największe wrażenie (Then long eternity shall greet your bliss, The Holy One of Israel be thy guide). Co ciekawe – zarówno w pierwszym składzie wykonawców, jak podczas poprzedniego koncertu tę rolę kreowały kobiety (Caitlin Hulcup, mezzosopranistka o pięknej, głębokiej barwie głosu była zresztą jednym z mocniejszych punktów kwietniowego wykonania). Jednak obsadzenie w tej partii kontratenora, zwłaszcza wykonawcę o takiej wrażliwości jak Orliński, było świetnym posunięciem.

Jakub Józef Orliński jako Micah; fot. CC

Mniej superlatywów zbiorą ode mnie pozostali. Heidi Stober to świetny, ekspresyjny sopran dramatyczny i w ariach wymagających dramatyzmu jej rozwibrowany głos dobrze się sprawdzał. Jednak w pierwszej połowie drugiego aktu, gdy Dalila odwiedza Samsona w więzieniu i próbuje go powtórnie uwieść – brakowało mi w jej śpiewie lekkości i kokieterii, którą tak świetnie odegrała w kwietniu Eleanor Dennis. Jej odrzucenie przez Samsona nie wydało dzięki temu aż tak dziwaczne… Choć trzeba przyznać, że duet Dalili i jej filistyńskiej służącej, której partię wykonała jedna z sopranistek chóru (My faith and truth, o Samson, prove), było uderzająco pięknym fragmentem koncertu, jednym z nielicznych nagrodzonych prze widownię natychmiastową owacją.

Podwójna rolę dźwigał też bas Lisandro Abadie – w pierwszym i trzecim akcie śpiewał partię ojca Samsona, Manoaha, w drugim – bufoniastego filistyńskiego siłacza Harapha. Wbrew oczekiwaniom lepszy był w tej pierwszej, lirycznej, nieco słabszy w drugiej, pozornie łatwiejszej. Być może zawiodła go vis comica – Harpha jest postacią przerysowaną i stwarza możliwości grania na nieco groteskowej nucie (aria Honour and arms scorn such a foe).

Soliści w komplecie, w głego Jan Tomasz Adamus; fot. CC

Chór Capelli został ustawiony prze Adamusa w porządku „mieszanym”, co z jednaj strony dawał równowagę głosów w chórze, z drugiej jednak – mam wrażenie – osłabiało siłę partii chóralnych, tak istotnych w tym oratorium. Na szczęście „bitwa na bogów” pomiędzy Izraelitami i Filistynami w finale drugiego aktu (To song and dance we give the day vs. Fix’d in his everlasting seat) wypadła wystarczająco okazale!

Capella Cracoviensis to obecnie orkiestra światowego formatu – w grze instrumentalistów pod batutą Jana Tomasza Adamusa nie znajduję słabych punktów, nawet blachy „dały radę”.

Kolejne wysłuchanie Haendlowskiego Samsona potwierdziło moje refleksje, które obszernie opisałam po kwietniowym koncercie. Akt pierwszy nadal uważam za nudny (choć tym razem zasnęłam tylko raz), akt drugi za fantastyczny, stricte operowy, pełen ekspresji i nieoczekiwanych zwrotów akcji, akt trzeci jest dramatycznym i patetycznym podsumowaniem całości. Cudownie było pogrążyć się ponownie w trzygodzinnej Haendlowskiej uczcie!

Samson – wykonania

2018, 8 lipca – Centrum Kongresowe ICE, Kraków

Samson w ICE, lipiec 2018; fot. IR

Wykonawcy
Samson (tenor) – Juan Sancho
Dalila, zona Samsona, Izraelitka (sopran) – Heidi Stober
Micah, przyjaciel Samsona (kontratenor) – Jakub Józef Orliński
Manoah, ojciec Samsona, Harapha, siłacz filistyński – Lisandro Abadie
Chór Capelli Cracoviensis
Capella Cracoviensis
dyr. Jan Tomasz Adamus

Relacja

 

2018, 1 kwietnia – Centrum Kongresowe ICE, Kraków, Festiwal Misteria Paschalia

Samson na festiwalu Misteria Paschalia 2018, fot. IR

Wykonawcy
Samson (tenor) – James Way
Dalila, żona Samsona (sopran) – Eleanor Dennis
Micah, przyjaciel Samsona (mezzosopran) – Caitlin Hulcup
Manoah, ociec Samsona (bas) – Matthew Brook
Harapha, siłacz (bas) – Vitali Rozynko
Filistynka, służąca Dalili (sopran) – Charlotte Ashley
Izraelitka (sopran) – Fflur Wyn
Izraelita (tenor) – Hugo Hymas
Chór Polskiego Radia
Dunedin Consort
dyr. John Butt

Relacja